SCENA I
Para wraca z lotniska obładowana torbami. To opaleni, roześmiani, radośni producenci dopalaczy.
On: Fantastyczny był ten wyjazd!
Ona: O tak. Czuję, że jestem do tego stworzona. Palmy, biały piasek, słońce od rana do wieczora, drinki z palemką, dyskoteki pod gwiazdami do białego rana, śniadanie do łóżka. No raj.
On: Hotel tez bardzo przyjemny, cztery gwiazdki to już coś.
Ona: A ten basen przy hotelu… marzenie. Wiesz, uważam, że powinniśmy jak najszybciej tam wrócić. Szczególnie teraz, gdy w Polsce nadal jest chłodno.
On: Tak, kochanie. Ja też tak uważam, ale najpierw muszę dopilnować interesu – w końcu żyjemy z tych baranów, które wezmą wszystko, cokolwiek się im podetknie…
Ona: Dobrze, więc ty się tym zajmij, ja muszę uzupełnić garderobę. Potrzebuję kilku nowych sukienek, no i ten obiecany kabriolecik…
On: Kochanie, kup sobie wszystko, czego zechcesz. Niczego sobie nie żałuj.
On wychodzi z walizkami, Ona zostaje i wyciąga telefon. Wybiera numer i zaczyna rozmowę.
Ona: Marzenka? Właśnie wróciliśmy. Ależ oczywiście, mam ci tyle do opowiadania. Teraz? Nie, moja droga. Najprędzej jutro. No coś ty? Serio? Beata?… Bardzo jestem ciekawa, ale dzisiaj padam z nóg… Jestem nieprzytomna ze zmęczenia… Jak to czym? Lotem, zakupami, powrotem do Polski. No i jak sobie pomyślę, że znowu musimy użerać się z tymi pożal się Boże pracownikami, to mi się wszystkiego odechciewa. Człowiek sam musi wszystkiego dopilnować…
Wciąż rozmawiając, schodzi ze sceny.
SCENA II
Laboratorium chemicz(...)